Najwyższe wzniesienia łódzkie

Góra Kamieńska i Fajna Ryba

Najwyższe wzniesienia łódzkie – gdzie ich szukać, gdy województwo kojarzy się raczej z płaskimi terenami? Dwa najwyższe wzniesienia znajdują się w południowo-wschodnim krańcu łódzkiego – jedno sztuczne, drugie naturalne.

Najwyższe wzniesienia łódzkie – Góra Kamieńska (wys. 386 m. n.p.m)

Tak nazywa się ogromna hałda otaczająca największą w Europie dziurę w ziemi, czyli kopalnię węgla brunatnego Bełchatów. Szosa do Kleszczowa, najbogatszej gminy w Polsce, prowadzi wzdłuż odkrywki. Krajobraz księżycowo-industrialny. Pierwsza próba zaparkowania przy drodze kończy się bliskim spotkaniem z ochroną kopalni. Ich auto pojawia się momentalnie. Grzecznie, lecz stanowczo informują, że nie wolno się tutaj zatrzymywać. Nie dyskutuję i nie pytam dlaczego wypraszają nas z miejsca, gdzie nie ma żadnych zakazów i nie jest to teren kopalni. W zamian otrzymuję szczegółową informację dotyczącą położenia specjalnie wyznaczonych punktów widokowych.

Najlepszy znajduje się w centrum Kleszczowa, ale oznakowanie jest tragiczne. Nieduża tablica informacyjna pojawia się tuż przy samym skręcie w małą, ledwie widoczną uliczkę. Łatwo przegapić. Widoki niepowtarzalne – ogromna dziura z dymiącymi kominami elektrowni w tle. – Jeżeli taką panoramę można zobaczyć znad krawędzi leja – myślałem – to znacznie lepiej wyrobisko będzie wyglądało z góry, konkretnie z Góry Kamieńskiej.

W drodze na szczyt kierowałem się wskazówkami uzyskanymi od ochrony i mapą. Żadnych oznaczeń, które wskazywałyby lokalizację punktu widokowego. Zatrzymałem auto w trzech miejscach, lecz wszędzie panorama kopalni była częściowo przesłonięta drzewami oraz gęstym rzędem latarń ciągnących się wzdłuż szosy. Widok rozczarował, lecz cel główny, zdobycie Góry Kamieńskiej, został osiągnięty. Co prawda przy wsparciu samochodu, ale cóż, sztuczna góra, to i sztuczne środki realizacji. Obiecuję, że następnym razem pokuszę się o wjazd rowerem, w okolicy wyznaczono mnóstwo atrakcyjnych szlaków dla miłośników dwóch kółek.

Najwyższe wzniesienia łódzkie – Fajna Ryba (wys. 347 m n.p.m.)

Brzmi intrygująco. Zachęca do zmierzenia się ze szczytem. Podobno kiedyś właścicielem lasów porastających zbocze góry był Żyd, który zajmował się handlem rybami. Stąd nazwa zwyczajowa. Oficjalna brzmi niezwykle trywialnie Sucha Góra, zapewne dlatego tylko ortodoksyjni kartografowie się nią posługują.

Do wyprawy na Fajną Rybę podeszliśmy profesjonalni niczym alpiniści. Co prawda wytrawni wspinacze niezwykle rzadko wjeżdżają na szczyt Mont Blanc czy Matterhorn rowerami, ale nie czepiajmy się szczegółów. Reszta reguł gry była zachowana. Pierwszy obóz rozbiliśmy w Górach Mokrych, tuż przed sklepem. Zamierzaliśmy nabyć raki, lecz sprzedawczyni tylko bezradnie rozłożyła ręce i w zamian zaoferowała paprykarz szczeciński. Nie zaryzykowaliśmy. Próbowaliśmy też zwerbować szerpę. Jeden, oparty o stary składak (rower składany marki „Jubilat”), stał przed sklepem z lekka słaniając się na wietrze, który tego dnia nie wiał. Szerpa wyglądał profesjonalnie – sfatygowany kaszkiecik na głowie, solidne gumofilce na stopach, niezmieniane od Wielkanocy łońskiego roku spodnie ogrodniczki. Nieco bełkotliwie zaoferował się, że wskaże nam drogę. Niestety, powiał wiatr i szerpę wraz ze składakiem poniosło w przeciwnym kierunku.

Drugi obóz założyliśmy w Górach Suchych, tuż przed ostatecznym podejściem na szczyt Fajnej Ryby. Jego stromizna robiła wrażenie. Wspinaczka bez żadnego bagażu wydawała się zadaniem wymagającym żelaznej kondycji, a nam przyszło jeszcze taszczyć rowery objuczone sakwami. Na szczycie stanęliśmy niewiarygodnie spoceni i zmachani. Tak się dokonało pierwsze wejście na Fajną Rybę bez zapasów tlenu i piwa. Nie wiem czego bardziej  brakowało. Zjazd na drugą stronę góry, bardzo długi i umiarkowanie stromy, stanowił swoistą nagrodę za trudy wspinaczki

(UWAGA – Góry Mokre i Góry Suche, to nazwy miejscowości – piękna okolica, to i piękne nazewnictwo)

Niespodzianka regionalna

W domu u znajomych zamieszkujących wiekową chałupę w okolicach Przedborza, czekała niespodzianka.

–  Hegemonie, pisałeś na blogu, że nigdzie nie udało ci się skosztować przedborskiego kugla, specjalnie dla ciebie zamówiliśmy go, abyś nadrobił zaległości.

Zaległości nadrobiłem z podwójną dokładką. Potrawa składa się z tartych ziemniaków, jaj, tartej bułki, przypieczonej cebuli. Do garnka dorzuca się jeszcze żeberka lub golonkę grubą pokrojoną (jak na gulasz), całość przyprawia pieprzem oraz solą. Wszystko należy zapiec w piecu chlebowym. Kugiel z Przedborza Ministerstwo Rolnictwa wpisało na listę produktów tradycyjnych.